notka narkotyczna
Komentarze: 3
Jakos nie przyszlo mi wczesniej do glowy zeby o tym wspomniec, a to przeciez duze zwyciestwo...od pamietnego listu czyli okolo miesiaca udalo mi sie calkowicie zerwac z amfetamina i jej pochodnymi...wiem ze to niewiele...bywaly w moim zyciu przerwy nawet polroczne...ale teraz czuje ze naprawde nie ma juz u mnie na to miejsca...zawsze myslalam nawet podczas tych polrocznych przerw ze jednak przed matura to nie da rady...jedyne rozwiazanie w tym widzialam ...Pozatym wczesniej nigdy to do konca nie bylo wynikiem mojej w pelni przemyslanej decyzji. Dawno dawno temu byli to rodzice potem decyzje wspolnie podjete z Johnem...ktore konczyly sie zawsze fiaskiem, moim fiaskiem bo Johna chyba nigdy ... zawsze to ja zaczynalam i na moich barkach spoczywala wina za te wspolne naukowe noce... Teraz odzyskalam juz spokoj bo wiem ze jednak sobie poradze bez tego...hmmm nie wiem czy sobie poradze ale w kazdym razie wiem ze z obecnoscia amfy napewno moje szanse by sie nie zwiekszyly...a ile mniej stresu, poczucia winy...nie chce juz nigdy wracac do tego poczucia... teraz kiedy wiem ze to ode mnie wszytsko zalezy anie od tego glupiego woreczka jeszcze bardziej nienawidze tego wszechogarniajacego poczucia ze malo znacze ....ze jestem nikim w obliczu tego gowna....jesli jednak kiedys jeszcze cos sprawilo by ze siegne po to ( tym czyms byla by nauka bo przeciez amfa nigdy do niczego innego mi nie sluzyla tylko do wkuwania durenstw ktore mi do zycia nijak nie sa przydatne) to wtedy od razu zglaszam sie na leczenie....byloby to przyznanie sie do porazki...zyciowej....amfetamina to najgorsze zlo z jakim mialam w zyciu stycznosc ale juz sie jej nie boje bo czuje ze jestem od niej silniejsza naprawde to czuje ...nie wiem czy osoba ktora tego nie przezyla potrafi sobie wyobrazic jaka jestem szczesliwa z tym poczuciem sily.....wiem jednak ze wiele jeszcze przedemna....z tym sobie poradzilam ale nadal jest we mnie strach przed innymi substancjami przedewszystkim rozpuszczalnik....tak bym chciala miec w stosunku do niego taka niechec i pewnosc ze juz nigdy jak do amfy ...to nie jest tak ze jestem w jego obliczu calkowicie bezwolna .... walcze.... ale ta chec dopada mnie w stanach najglebszej depresji i ...nienawisci do siebie.....teraz jest to mi dalekie ale znam siebie i wiem ze prawdopodobnie wroci....nie jest tez tak ze poddaje sie od razu przy drobiazgach .... czasami znajduje w sobie nadzieje lub pamiec o tym ze moze jeszcze byc dobrze i moge byc dobra....co ja mowie czasami...czesto nawet...ale jednak sa takie chwile ze nie ...i tyle...boje sie bo wtedy zupelnie sobie nie radze....choc tez jest juz lepiej....nie wpadam w zadne ciagi kilkudniowe ....wystepuje to srednio raz na pol roku jednorazowe zacpanie i potem dlugi okres rekonwalescencji polegajacej na leczeniu z wyrzutow sumienia i wybaczeniu sobie....tak to wyglada teraz ....napisalam o moim podejsciu i obawach w stosunku do narkotykow pomijajac kwestie psychologiczne wystapienia tych problemow u mnie ... nie mam na to teraz ochoty nie mam ochoty zaglebiac sie w przeszlosc nie teraz nie dzis ale kiedys napewno.....i jeszcze jedno celowo nie wspomnialam o marihuanie grzybach ani lsd poniewaz chcialam napisac o problemach zwiazanych z tematem narkotykow a nie o przyjemnosci i experymentach pozwalajacych na sztuczne bo sztuczne ale jednak poszerzanie swiadomosci .... :] kobranocka
Dodaj komentarz