sty 26 2004

exhibicjonistyczna notka powraca w wielkim...


Komentarze: 1

to notka ktora dodalam jakis czas temu ...potem ja usunelam ze wzgledu na to ze uznalam ja za zbyt szczera i z uwagi na czlowieka ktorego wypowiedz mnie zranila poniewaz to notka w ktorej naprawde pisze o rzeczach bolesnych i waznych dla mnie a kolega niedosc ze zrozumial ja opacznie to chyba niepotrafil uszanowac tego ze wiele mnie kosztowalo napisanie i umieszczenie jej tu....bardzo prosze o niedodawanie komentarzy co do ktorych macie podejrzenia ze mogly by mnie w jakis sposob zabolec bo kiedy czlowiek tak bardzo wywleka siebie i swoja psychike  przed rozwrzeszczany tlum  czytajacych bloga to jest wtedy bardzo podatny  na wszelka negatywna energie zwrocona w jego kierunku na skutek tego wywleczenia....a zamieszczam ja po to bo naprawde bardzo chce pokazac jaka jestem i jak czuje naprawde  wierze ze to zrozumiecie....

P>Masakra dzien....Dwoje ludzi dzis cierpialo i pewnie cierpi nadal...z mojego powodu cierpia..... ale w obu przypadkach wiem ze nie mialam innego wyjscia i nie moglam postapic inaczej....wlasciwie to moglam ale bylaby to dla mnie meczarnia...boje sie ze to egoizm choc racjonalizujac znajduje usprawiedliwiajace mnie argumenty...chyba nie da sie zyc tak zeby nie ranic innych. Dwa zupelnie odrebne przypadki a jednak watek przewodni ten sam....ja poprostu mam szczescie do facetow z wielkim glodem milosci i zagubionych w sobie...dlatego tak bardzo tesknie za czlowiekiem ktory nie mialby tego chorego symptomu jednoczesnie obawiam sie czy potrafie takiego kochac...faceci z tym glodem maja to do siebie ze kochaja bardzo bardzo mocno.... to nie jest zdrowa milosc ale jest pewna a we mnie jest wielki strach przed porzuceniem dlatego prawdopodobnie podswiadomie przyciagam do siebie tych chorych. Ma to pewnie zwiazek z dziecinstwem...symboliczne odrzucenie przez matke przebiegalo u mnie dosc burzliwie...kazdy musi to przejsc ale zazwyczaj przechodzi przez to w wieku dojrzalym i nie tak radykalnie....ja tych porzucen mialam bardzo wiele....moja matka jest osoba ktora naprawde bardzo mnie kocha i szczerze w to wierze...zawsze byla dla mnie bardzo wazna....od dziecinstwa bylam od niej uzalezniona (co tez zdrowe nie bylo)... miala jednak pewna przypadlosc od czasu do czasu chorowala i choruje do tej pory na depresje co zreszta pewnie po niej odziedziczylam biorac pod uwage fakt ze moja babcia miala ten sam problem nawiasem mowiac postanowilem przerwac to bledne kolo w mojej rodzinie i chyba to sklonilo mnie do pozadnego wziecia sie za psychologie i leczenie...wiem ze wszystko w moich rekach i wiem ze juz odnosze sukcesy...ale nie o tym chcialam mowic w kazdym razie kiedy bylam zupelnym dzieckiem te jej ataki na mnie nie odzialywaly starala sie mnie bardzo chronic bylam ukochanym dzieckiem i jedynym chyba czlowiekiem ktore jak utrzymywala rozumialo ja w tym trudnym okresie....ale ja zaczelam rosnac i w pewnym momecie przestalam byc tym calkowicie zaleznym od niej malenstwem i sama zaczelam zauwazac ze mama postepuje zle w stosunku do otoczenia kiedy ma "ten stan" wtedy ochrona sie skonczyla....wtedy juz nie moglam liczyc na nic kiedy ona dostawala napadu bylam tak samo traktowana jak reszta ludzi.. bywalam wtedy totalnie zagubiona bo jak takie male dziecko moze zrozumiec depresje czlowieka ktory do tej pory byl bogiem ...dla mnie to znaczylo ze ona mnie juz nie kocha....tylko tyle potrafilam zrozumiec...w jednej chwili bylo cudownie a w drugiej czulam tylko nienawisc z jej strony....bo ona wtedy nienawidzila wszystkich ludzi nikt nie mial dla niej znaczenia tylko ona i jej stan...ja wiem co ona czula potrafie wiec to zrozumiec i wybaczyc...znam to z autopsji....ale ja wiem ze tego niechce i dlatego sie lecze i pracuje nad soba dlatego chce sie ciagle zmieniac i ulepszac...po to zeby nigdy nie ranic ludzi ktorych kocham tak jak ona to robila ....poprostu nie potrafilabym zyc z taka swiadomoscia....ale wracajac do tematu...sadze ze stad u mnie teraz lek przed odrzuceniem przez czlowieka ktory mnie kocha i chec milosci absolutnej .....chce kiedys zbudowac zdrowy zwiazek ale nie wiem czy odwaze sie pokochac zdrowego czlowieka .... pierwszy krok to samoswiadomosc......robie co moge.....czy robie to dobrze???

ps...nie wiem czy nie za bardzo sie otwieram...ale juz postanowilam...dodam ta notke bo moj adres maja tylko ludzie ktorym ufam i wiem ze mnie zrozumieja...mimo to waham sie bo nie wiem czy dobre jest takie calkowite odkrywanie sibie wlasciwie przed wszystkimi....taka juz jestem....napisalam wiec ja dodam mam cos takiego w swojej naturze jak ogromne pragnienie szczerosci ta szczerosc zawsze mi pomagala ale przez cale zycie ludzie mi powtarzaja ze sie na niej przejade....a pieprzyc ludzi macie czytajcie i komentujcie...albo i nie

tarcza_przed_zlem : :
27 stycznia 2004, 00:05
Ta notka jest też tarczą_przed_złem. Pozdrawiam.

Dodaj komentarz