Archiwum styczeń 2004


sty 27 2004 koniec
Komentarze: 4

bloga  

 sama siebie zjadlam...przepraszam wszystkich znajomych i nieznajomych ....przez blizej nieokreslony czas  bede nieuchwytna ....tako w necie jak i na ziemi .....

tarcza_przed_zlem : :
sty 26 2004 exhibicjonistyczna notka powraca w wielkim...
Komentarze: 1

to notka ktora dodalam jakis czas temu ...potem ja usunelam ze wzgledu na to ze uznalam ja za zbyt szczera i z uwagi na czlowieka ktorego wypowiedz mnie zranila poniewaz to notka w ktorej naprawde pisze o rzeczach bolesnych i waznych dla mnie a kolega niedosc ze zrozumial ja opacznie to chyba niepotrafil uszanowac tego ze wiele mnie kosztowalo napisanie i umieszczenie jej tu....bardzo prosze o niedodawanie komentarzy co do ktorych macie podejrzenia ze mogly by mnie w jakis sposob zabolec bo kiedy czlowiek tak bardzo wywleka siebie i swoja psychike  przed rozwrzeszczany tlum  czytajacych bloga to jest wtedy bardzo podatny  na wszelka negatywna energie zwrocona w jego kierunku na skutek tego wywleczenia....a zamieszczam ja po to bo naprawde bardzo chce pokazac jaka jestem i jak czuje naprawde  wierze ze to zrozumiecie....

P>Masakra dzien....Dwoje ludzi dzis cierpialo i pewnie cierpi nadal...z mojego powodu cierpia..... ale w obu przypadkach wiem ze nie mialam innego wyjscia i nie moglam postapic inaczej....wlasciwie to moglam ale bylaby to dla mnie meczarnia...boje sie ze to egoizm choc racjonalizujac znajduje usprawiedliwiajace mnie argumenty...chyba nie da sie zyc tak zeby nie ranic innych. Dwa zupelnie odrebne przypadki a jednak watek przewodni ten sam....ja poprostu mam szczescie do facetow z wielkim glodem milosci i zagubionych w sobie...dlatego tak bardzo tesknie za czlowiekiem ktory nie mialby tego chorego symptomu jednoczesnie obawiam sie czy potrafie takiego kochac...faceci z tym glodem maja to do siebie ze kochaja bardzo bardzo mocno.... to nie jest zdrowa milosc ale jest pewna a we mnie jest wielki strach przed porzuceniem dlatego prawdopodobnie podswiadomie przyciagam do siebie tych chorych. Ma to pewnie zwiazek z dziecinstwem...symboliczne odrzucenie przez matke przebiegalo u mnie dosc burzliwie...kazdy musi to przejsc ale zazwyczaj przechodzi przez to w wieku dojrzalym i nie tak radykalnie....ja tych porzucen mialam bardzo wiele....moja matka jest osoba ktora naprawde bardzo mnie kocha i szczerze w to wierze...zawsze byla dla mnie bardzo wazna....od dziecinstwa bylam od niej uzalezniona (co tez zdrowe nie bylo)... miala jednak pewna przypadlosc od czasu do czasu chorowala i choruje do tej pory na depresje co zreszta pewnie po niej odziedziczylam biorac pod uwage fakt ze moja babcia miala ten sam problem nawiasem mowiac postanowilem przerwac to bledne kolo w mojej rodzinie i chyba to sklonilo mnie do pozadnego wziecia sie za psychologie i leczenie...wiem ze wszystko w moich rekach i wiem ze juz odnosze sukcesy...ale nie o tym chcialam mowic w kazdym razie kiedy bylam zupelnym dzieckiem te jej ataki na mnie nie odzialywaly starala sie mnie bardzo chronic bylam ukochanym dzieckiem i jedynym chyba czlowiekiem ktore jak utrzymywala rozumialo ja w tym trudnym okresie....ale ja zaczelam rosnac i w pewnym momecie przestalam byc tym calkowicie zaleznym od niej malenstwem i sama zaczelam zauwazac ze mama postepuje zle w stosunku do otoczenia kiedy ma "ten stan" wtedy ochrona sie skonczyla....wtedy juz nie moglam liczyc na nic kiedy ona dostawala napadu bylam tak samo traktowana jak reszta ludzi.. bywalam wtedy totalnie zagubiona bo jak takie male dziecko moze zrozumiec depresje czlowieka ktory do tej pory byl bogiem ...dla mnie to znaczylo ze ona mnie juz nie kocha....tylko tyle potrafilam zrozumiec...w jednej chwili bylo cudownie a w drugiej czulam tylko nienawisc z jej strony....bo ona wtedy nienawidzila wszystkich ludzi nikt nie mial dla niej znaczenia tylko ona i jej stan...ja wiem co ona czula potrafie wiec to zrozumiec i wybaczyc...znam to z autopsji....ale ja wiem ze tego niechce i dlatego sie lecze i pracuje nad soba dlatego chce sie ciagle zmieniac i ulepszac...po to zeby nigdy nie ranic ludzi ktorych kocham tak jak ona to robila ....poprostu nie potrafilabym zyc z taka swiadomoscia....ale wracajac do tematu...sadze ze stad u mnie teraz lek przed odrzuceniem przez czlowieka ktory mnie kocha i chec milosci absolutnej .....chce kiedys zbudowac zdrowy zwiazek ale nie wiem czy odwaze sie pokochac zdrowego czlowieka .... pierwszy krok to samoswiadomosc......robie co moge.....czy robie to dobrze???

ps...nie wiem czy nie za bardzo sie otwieram...ale juz postanowilam...dodam ta notke bo moj adres maja tylko ludzie ktorym ufam i wiem ze mnie zrozumieja...mimo to waham sie bo nie wiem czy dobre jest takie calkowite odkrywanie sibie wlasciwie przed wszystkimi....taka juz jestem....napisalam wiec ja dodam mam cos takiego w swojej naturze jak ogromne pragnienie szczerosci ta szczerosc zawsze mi pomagala ale przez cale zycie ludzie mi powtarzaja ze sie na niej przejade....a pieprzyc ludzi macie czytajcie i komentujcie...albo i nie

tarcza_przed_zlem : :
sty 22 2004 notka narkotyczna
Komentarze: 3

Jakos nie przyszlo mi wczesniej do glowy zeby o tym wspomniec, a to przeciez duze zwyciestwo...od pamietnego listu czyli okolo miesiaca udalo mi sie calkowicie zerwac z amfetamina i jej pochodnymi...wiem ze to niewiele...bywaly w moim zyciu przerwy nawet polroczne...ale teraz czuje ze naprawde nie ma  juz u mnie na to miejsca...zawsze myslalam nawet podczas tych polrocznych przerw ze jednak  przed matura to nie da rady...jedyne rozwiazanie w tym widzialam ...Pozatym wczesniej nigdy to do konca nie bylo wynikiem mojej w pelni przemyslanej decyzji. Dawno dawno temu byli to rodzice potem decyzje wspolnie podjete z Johnem...ktore konczyly sie zawsze fiaskiem, moim fiaskiem bo Johna chyba nigdy ... zawsze to ja zaczynalam i na moich barkach spoczywala wina za te wspolne  naukowe noce... Teraz odzyskalam juz spokoj bo wiem ze  jednak sobie poradze bez tego...hmmm nie wiem czy sobie poradze ale w kazdym razie wiem ze z obecnoscia amfy napewno moje szanse by sie nie zwiekszyly...a ile mniej stresu, poczucia winy...nie chce juz nigdy wracac do tego poczucia... teraz kiedy wiem ze to ode mnie wszytsko zalezy anie od tego glupiego woreczka jeszcze bardziej nienawidze tego wszechogarniajacego poczucia ze malo znacze ....ze jestem nikim w obliczu tego gowna....jesli jednak kiedys jeszcze cos sprawilo by ze siegne po to ( tym czyms byla by nauka bo przeciez amfa nigdy do niczego innego mi nie sluzyla tylko do wkuwania durenstw ktore mi do zycia nijak nie sa przydatne) to wtedy od razu zglaszam sie na leczenie....byloby to przyznanie sie do porazki...zyciowej....amfetamina to najgorsze zlo z jakim mialam w zyciu stycznosc ale juz sie jej nie boje bo czuje ze jestem od niej silniejsza naprawde to czuje ...nie wiem czy osoba  ktora tego nie przezyla potrafi sobie wyobrazic jaka jestem szczesliwa z tym poczuciem sily.....wiem jednak ze wiele jeszcze przedemna....z tym sobie poradzilam ale  nadal jest we mnie strach przed innymi substancjami przedewszystkim rozpuszczalnik....tak bym chciala miec w stosunku do niego taka niechec i pewnosc ze juz nigdy jak do amfy ...to nie jest tak ze jestem w jego obliczu calkowicie bezwolna .... walcze.... ale ta chec dopada mnie w stanach najglebszej depresji i ...nienawisci do siebie.....teraz jest to mi dalekie ale znam siebie i wiem ze prawdopodobnie wroci....nie jest tez tak ze poddaje sie od razu przy drobiazgach .... czasami znajduje w sobie nadzieje lub pamiec o tym ze moze jeszcze byc dobrze i moge byc dobra....co ja mowie czasami...czesto nawet...ale jednak sa takie chwile ze nie ...i tyle...boje sie bo wtedy zupelnie sobie nie radze....choc tez jest juz lepiej....nie wpadam w zadne ciagi kilkudniowe ....wystepuje to srednio raz na pol roku jednorazowe zacpanie i potem  dlugi okres rekonwalescencji polegajacej na leczeniu z wyrzutow sumienia i wybaczeniu sobie....tak to wyglada teraz ....napisalam o moim podejsciu i obawach w stosunku do narkotykow pomijajac kwestie  psychologiczne  wystapienia tych problemow u mnie ... nie mam na to teraz ochoty nie mam ochoty zaglebiac sie w przeszlosc nie teraz nie dzis ale kiedys napewno.....i jeszcze jedno celowo nie wspomnialam o marihuanie grzybach ani lsd poniewaz chcialam napisac o problemach zwiazanych z tematem narkotykow a nie o przyjemnosci i experymentach pozwalajacych na sztuczne bo sztuczne ale jednak poszerzanie swiadomosci .... :] kobranocka

tarcza_przed_zlem : :
sty 21 2004 notka bez sensu
Komentarze: 5

Pierwszy raz siadam sobie do pisania notki i nie mam zielonego pojecia co napisać. Ostatnie dni uplywaja mi na obserwowaniu rzeczywistości. Zauwazam ciekawe zjawiska....fascynuje mnie wzajemne odzialywanie ludzi stojacych w kolejce po oplaty za prad gaz swiatlo ... za komuny to musialo byc ciekawie...swoja droga  glupia rzecz ze tylko z kolejkami kojarzy mi sie tamten ustroj ...no moze nie tylko ale przedewszystkim. Poza obserwacjami mam ambicje zeby wziasc sie w koncu za jakis sport mam ochote poczuc zmeczenie fizyczne i oddac sie temu zmeczeniu...na koniu nie siedzialam od wakacji...cholernie za tym teraz  tesknie...tylko ciezko mi zaplanowac jakies dodatkowe zajecia bo wciaz wraca do mnie mysl ze powinnam sie uczyc....ale przeciez codziennie marnuje  tyle czasu ze bez problemu udaloby mi sie wykombinowac te godzinke....to nie dobre ze nie potrafie odpoczywac bez wyrzutow sumienia....fakt faktem strasznie sie opierniczam ostatnio.... ostatecznie postanawiam sie za siebie wziasc...oglaszam to wszem i wobec przed oczami  anonimowego tlumu (tak to o was drodzy przyjaciele) bede na biezaco informowac jak mi to wychodzi .... wstaje wiec od kompa i biore sie w garsc...dziwna  ta notka...wlasciwie nie ma sensu..... ale i tak ja dodam  zeby i takie chwile uwiecznic

tarcza_przed_zlem : :
sty 16 2004 powazna sprawa
Komentarze: 6

Zastanawiam sie czy nie za bardzo siebie lubie....dziwna sprawa. Wiem że akceptacja wlasnej osoby jest szalenie wazna w zyciu...wiem ze tylko kiedy polubimy siebie mozna naprawde mowic o jakims rozwoju....ale jednoczesnie czasem mam obawy czy to nie jest chore...przeciez ja chodze po swiecie z nastawieniem bardzo egocentrycznym...chetnie poznaje ludzi staram nie sie nie dawac im odczuc ze uwazam sie za madrzejsza od nich staram sie im pomagac potrafie ich szanowac i  uwazam ze kazdy czlowiek moze mnie nauczyc czegos czego jeszcze nie wiem....lubie ludzi ale jednak gdy rozmawiam z kims ( nie ma znaczenia z kim) uwazam  siebie za kogos kto ma swoja filozofie na zycie...i staram sie przekonac wszytskich ze jest ona sluszna....bo ja naprawde w to wierze.....toleruje inne podejscie niz ja sama mam do niektorych spraw ale jeszcze niezdazylo mi sie uwierzyc ze czyjes podejscie jest lepsze od mojego .... nie wiem czy to dobry przyklad bo  mozliwe ze wszyscy tak maja...zastanawia mnie teraz poprostu fakt uwazania siebie samego za dobrego czlowieka czy to nie jest jeszcze proznosc? wszyscy mistrzowie duchowi  mowia o pokorze o tym zeby uwazac  na zbytnie nuzanie sie w proznosci i samozachwycie ...ale jednak patrze na tych wszystkich ludzi...na moich znajomych...nawet na przyjaciol i od razu przychodzi mi mysl ze maja wiele postaw ktore nalezaloby zmienic...dla ich dobra dla dobra  swiata i ludzi ktorzy ich otaczaja...ale jednak przedewszystkim chodzi mi o bierna postawe wobec wlasnych slabosci i wlasnego zycia....dla mnie chyba najwazniejszym celem jest rozwoj...stawanie sie coraz lepszym eliminowanie swoich wad...i naprawde jestem szalenie dumna z tego ze tak mysle... nie zawsze tak bylo kiedys bylam innym czlowiekiem ale w pewnym momencie jakby mnie olsnilo......o to chodzi w tym zyciu ! chce byc dobrym czlowiekiem! chce pomagac innym ! chce walczyc o wszystkich slabszych ktorzy zostali stlamszeni przez tlum przez mase ktorej sila tkwi tylko i wylacznie w tym ze jest ich wiecej. Masa rzadko ma racje poniewaz w wiekszych zbiorowiskach ludzi zachodzi zjawisko odrzucenia myslenia w zamian  za przynaleznosc  do grupy ....tacy ludzi nawet nie analizuja czy cos co robia jest dobre czy zle...wystarcza im poczucie ze nigdy nie zostana sami dopoki nie wylamia sie z regul grupy.Czlowiek to istota stadna...gdzies tam gleboko kieruja nami  prymitywne instynkty i leki....tylko ze ja uwazam ze zdolnosci logicznego rozumowania dane nam zostaly po to zeby isc dalej zeby zdac sobie sprawe z istnienia tych instynktow i jesli one prowadza do negatywu to je odrzucic i nie kierowac sie nimi.....ale ludzi nie potrafia....calkowicie zaufali swojemu przekonaniu ze grupa ma zawsze racje i juz nie potrafia sami dojsc do wniosku  ze cos jest zle .... i nie chodzi mi bynajmniej o jakies wyjatkowo destrukcyjne grupy spoleczne...tylko o zwyklego szarego czlowieka ktory choc moglby  tego nie robic codziennie przyczynia sie do cierpien niezliczonej rzeszy istot....nie robi tego z wrodzonego zla tylko wlasnie z niszczycielskiej dzialalnosci tlumu na psychike  spragnionej wygody jednostki.... 

tarcza_przed_zlem : :